Cześć, w dzisiejszym wpisie pozastanawiamy się co tak naprawdę dzieje się w Polsce z cenami i jaki to będzie miało wpływ na oprocentowanie kredytów. Wskażę Wam kilka możliwych ścieżek, a za jakiś czas sami zweryfikujecie czy to, co tu napiszę ma sens. Zacznę jednak od zdefiniowania inflacji, która się u nas już pojawiła. Wspólnie rozpoznamy przyczyny i skutki takiego stanu rzeczy.
Inflacja – co to właściwie jest?
W przestrzeni publicznej słychać, że inflacja to wzrost cen. Na razie inflacja w naszym kraju jest co prawda podwyższona, jest powyżej celu NBP, ale może dzięki szybkiej reakcji i podniesieniu nieco stóp procentowych zostanie ona opanowana. Najważniejsze, byśmy wszyscy zrozumieli jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy.
Zgodnie z definicjami ekonomicznymi, których uczyłam się na swoich pierwszych studiach (czyli dawno temu) inflacja to nadpodaż pieniądza na rynku. Nadpodaż oznacza nadwyżkę, a rynek według tej definicji to wszyscy uczestnicy transakcji kupna-sprzedaży. Jeżeli na rynku jest dużo pieniędzy to producenci mają do wyboru albo produkować jeszcze więcej dóbr albo podnieść ich cenę. Podniesienie ceny sprawi, że dany rynek wróci do równowagi. Równowaga z kolei to taki stan, kiedy każde wyprodukowane dobro znajduje kupca za cenę określoną przez sprzedającego. Wolny rynek, czyli taki bez interwencji rządowych, zawsze dąży do równowagi. Jak do tego momentu wszystko jest jasne to dalej już jest z górki.
Przykład – gdzie rodzi się inflacja
Przeanalizujmy pewien przykład. Specjalnie będę to tłumaczyć na małych liczbach i rzeczach, z którymi mamy kontakt. Jesteśmy na rynku kremów do smarowania pieczywa. W sytuacji równowagi producent kremu mleczno-truskawkowego produkuje 1 000 słoików miesięcznie. Całość sprzedaje do hurtowni i sklepów spożywczych po 10 złotych za sztukę.
Hurtownie i sklepy sprzedają ten produkt w cenie 12 złotych za sztukę klientom, a oni kupują całą produkcję, na półkach zalegają jedynie pojedyncze sztuki. Producent tego kremu zatrudnia 2 osoby i miesięcznie ma koszty na poziomie 7 500 PLN. Jego koszty to: wynagrodzenia pracowników, zakup składników do produkcji, koszty energii elektrycznej, słoików, itp. płaca minimalna wynosi 1 000 PLN/miesiąc.
Nagle producent zauważa, że całość produkcji sprzedaje w pół miesiąca, a sklepy i hurtownie składają częściej i większe zamówienia. Przez pewien czas producent zwiększa sprzedaż w miarę możliwości (linie produkcyjne mają swoją wydajność). Producent postanawia więc podnieść cenę jednostkową do 12 PLN. Sklepy i hurtownie także podnoszą nieco ceny (słoik kremu kosztuje już u nich 15 PLN).
Rynek wraca do stanu równowagi, bo konsumenci kupują mniej słoików z kremem. Producent może więc dostosować produkcję do wielkości zamówień. Zauważcie – na początku było 1000 słoików po 10 złotych, a na końcu mamy np. 900 słoików po 12 złotych.
Co dalej?
Wiecie, że na rynku mamy wiele różnych produktów, więc jeśli tak jak nasz producent postąpił każdy w gospodarce to okazuje się, że ceny dóbr wzrosły, producenci mogli nieco zmniejszyć produkcję (po przejściowym zwiększeniu mocy). I teraz zaczyna się prawdziwy kłopot. Pracownicy naszego producenta zobaczyli, że w sklepach zwiększyły się ceny różnych produktów. Idą więc do pracodawcy i proszą o podwyżki, by nie zmniejszać swoich wydatków. Rozsądnie, prawda? Pracodawca musi więc zwiększyć wynagrodzenia, ma wyższe rachunki, więc znów podnosi ceny.
Kluczowe pytanie – jak to się zaczęło?
Poznaliście już ogólny uproszczony schemat tego zjawiska. Ale trzeba rozważyć co takiego stało się na samym początku, co wywołało pierwszy stan nierównowagi. Z ekonomicznego punktu widzenia – transfery socjalne. Gospodarstwa domowe otrzymały skądś dodatkową gotówkę „za nic”. Strzelajcie – skąd się pojawiły dodatkowe pieniądze w naszych portfelach (no dobra, w moim akurat nie)?
Bingo, proszę Państwa! To sztandarowy program rządu i partii, która rządzi w naszym kraju – 500+. Te pieniądze w zasadzie rząd „zrzuca ludziom z helikoptera”, bo wystarczy mieć tylko dziecko. Gospodarstwa domowe wykorzystują te środki na konsumpcję – kupują więcej i częściej słoików z kremem mleczno-truskawkowym do smarowania pieczywa. Kupują także inne dobra, ale nie przesuwają tych środków na jakieś długoterminowe inwestycje, to raczej bieżąca konsumpcja. Ale nie tylko w 500+ jest „problem”. To tylko jeden z przykładów programów socjalnych zakrojonych bardzo szeroko. Innym przykładem jest wyprawka na początek roku szkolnego. Rząd daje dodatkowe pieniądze rodzicom „na pokrycie wydatków na początek roku szkolnego”, więc te pieniądze też zostają przeznaczone na konsumpcję.
Innym przykładem jest 13-sta emerytura. Rozumiem szczytne cele, które stoją za tym pomysłem. Uważam jednak, że nie tędy droga, by po prostu rozrzucać banknoty na prawo i lewo do różnych grup społecznych. To stąd właśnie bierze się inflacja. Nie pojawia się, bo ktoś postanowił dodatkowo „zarobić”. Bierze się z bezmyślnego rozdawnictwa.
Konsekwencje zjawiska nadpodaży pieniądza
Jakie są konsekwencje inflacji? Przede wszystkim ogólny wzrost cen. Napiszę to jeszcze raz – wzrost cen jest skutkiem, a nie przyczyną. Inną efektem tego stanu rzeczy jest wzrost przeciętnego wynagrodzenia, za którym pójdzie wzrost płacy minimalnej (bo musi). Za wzrostem przeciętnego wynagrodzenia poleci wzrost składek ZUS dla przedsiębiorców, a to ponownie wpłynie na wzrost cen, bo zostanie przerzucony na konsumentów. Jest jeszcze inny efekt – budżetowy. Zdziwieni? Wzrosną składki na ZUS, wzrosną wpływy budżetowe z tytułu różnego rodzaju podatków (głównie VAT, akcyza). Ja za rok czy dwa będziecie czytać ten tekst to zobaczcie jak wyglądają poziomy inflacji, jakie są obciążenia publicznoprawne.
Jak pozbyć się inflacji?
Najprostszym rozwiązaniem, najbardziej oczywistym do wdrożenia jest podniesienie stóp procentowych przez RPP (Radę Polityki Pieniężnej). Większość społeczeństwa, większość przedsiębiorców ma jakieś zobowiązania kredytowe. Prostym ruchem podniesienia stóp, czyli zwiększenia oprocentowania, a w konsekwencji podniesienia wysokości rat miesięcznych można w krótkim okresie zebrać nadwyżkę gotówki z całego rynku. Dokładniej mówiąc – wyższe raty spowodują zmniejszenie dostępnych środków na bieżącą konsumpcję.
W cywilizowanych państwach rząd zmniejsza także transfery socjalne, by wygasić przyczynę ogniska inflacyjnego. Jednak w Polsce może być z tym problem. Dlaczego tak uważam? Patrząc na durnoty, które są wprowadzane do systemu prawnego, słuchając bredni ministrów uważam, że ta władza w przyszłości chętnie wykreuje się na obrońców uciśnionych inflacją i wymyślą dopłaty, „tarcze” (jak przy Covidzie). A te utrwalą zjawiska inflacyjne. Przykro to mówić, ale możemy mieć problem, by z populistycznym i socjalistycznym rządem opanować ten problem w krótkim czasie.